Uwaga, to nie żart! TVP wyprodukowało świetny film historyczny! Ufff, nie wierzę, że to napisałem! A jednak. Powiedzieć o filmie Filip Michała Kwiecińskiego, że to obraz wzruszający, porywający, refleksyjny, głęboki, to nic nie powiedzieć. Dla mnie to jeden z najlepszych filmów traktujących o II wojnie światowej w dziejach polskiej kinematografii, a przynajmniej tej po 1989 roku. Obok niego stawiałbym jedynie Wołyń Wojciecha Smarzowskiego i Miasto 44 Jana Komasy. Ta, nakręcona w iście hollywoodzkim stylu historia na podstawie książki Leopolda Tyrmanda (po części autobiograficzna zresztą), to wyprawa w osobiste przeżycia człowieka, który za wszelką cenę pragnie przeżyć w świecie, w którym nie ma do tego prawa.

Oficjalny zwiastun.

Bohater filmu, tytułowy Filip, zagrany świetnie przez Eryka Kulmę Jr., to młody, dwudziestokilkuletni Żyd, którego poznajemy w pierwszej scenie filmu. Jest wesoły, rozpromieniony i biegnie wraz ze swoją narzeczoną Sarą (w tej roli córka mojej koleżanki ze studiów – Maja Szopa) przez ulice warszawskiego getta. Jest wieczór 1941 roku. Ulice zasłane są trupami i wynędzniałymi, żyjącymi jeszcze szkieletami. Młodzi są tancerzami i biegną w stronę teatru, gdzie dadzą swój występ. Widownia wypełniona jest Żydami, którzy w swej okropnej i beznadziejnej rzeczywistości próbują ratować resztki godności. Filip zaskakuje Sarę i przed wejściem na scenę oświadcza się jej. Ona nie zdąży odpowiedzieć, rozpoczyna się występ. Po chwili na widownię wkraczają esesmani i strzelają na oślep z karabinów, zabijając niemal wszystkich. Ginie młoda tancerka, a Filipowi przez przypadek udaje się ujść z życiem…

Po tym straszliwym prologu przenosimy się o dwa lata do przodu, do Frankfurtu nad Menem, w samo gniazdo zabójczych szerszeni. Tutaj rozgrywa się właściwa akcja filmu. Filip, z fałszywymi francuskimi dokumentami, u boku innych Europejczyków, pochodzących z różnych okupywanych krajów, jest robotnikiem przymusowym. Pracuje jako kelner w luksusowym hotelu. Wraz z nim jest i Holender i Węgier i Czech i inni. Mężczyźni razem pracują i razem mieszkają w obskurnych pokoikach udostępnionych pracownikom przez hotel.  Czasami prowadzą swoją prywatną wojnę plując gościom restauracji – esesmanom do serwowanej kawy. Filip jest bardzo przystojny, wysportowany, inteligentny. Biegle posługuje się kilkoma językami.  Wolny czas spędza głównie na miejskim basenie, gdzie roztacza wokół siebie aurę wyniosłego Casanovy i cynika, choć my, widzowie wiemy, że to tylko precyzyjnie utkany pancerz osłaniający zastraszone zwierzę, któremu grozi śmierć w przypadku ujawnienia swojej narodowości. Posiadając francuskie dokumenty może zaznać iluzorycznego bezpieczeństwa, swobodnie poruszać się w granicach miasta, po pracy opalać się na basenie, w nocy zaś pracować nad atletyczną sylwetką. Jako Polak mógłby tam co najwyżej przeżyć, być na każdym kroku pogardzanym, wykonując przymusową pracę fizyczną (co widać w scenach, w których Filip odwiedza swojego przyjaciela pracującego w fabryce, której załoga to niemal sami Polacy). Jako Żyd nie miałby prawa przeżyć w wojennym Frankfurcie nawet jednego dnia. Filip nie rzucił się do walki na froncie ani nie zdecydował się umrzeć w obozie koncentracyjnym, jak cała jego rodzina z getta. On zdecydował, że przeżyje mimo wszystko. I że będzie walczył, ale inaczej. Tutaj tkwi siła tej opowieści, która daleka jest od martyrologii, do jakiej przyzwyczaiła nas literatura i jedynie słuszna wizja patriotycznego uniesienia. Cytując Marię Peszek: sorry Polsko, nie dostaniesz od Filipa ani kropli jego krwi!

Jak zatem walczy Tyrmandowski bohater poza tym, że od czasu do czasu pluje do esesmańskiej kawy? Wykorzystuje swoją urodę, budowę ciała, wdzięk, inteligencję i codziennie wyrusza na łowy. Jego ofiarami są samotne niemieckie kobiety, spragnione mężczyzn, którzy wyjechali na front. W mieście jest wyraźny niedobór facetów, a zbliżający się koniec wojny i nasilenie frontowych transportów, tylko go potęgują. Kobiety samotnie przesiadują w kawiarniach i na basenie. Nawet na balach czy prywatkach bawią się we własnym gronie. Czekają na swoich mężów i narzeczonych. Są okrutnie osamotnione, stęsknione, spragnione dotyku, zbliżenia, ciepła, pocałunku. Znajdują to wszystko na ogół w krótkich przelotnych i zakazanych romansach z pracownikami przymusowymi. Za takie kontakty Niemce grozi ogolenie głowy, a jej kochankowi kara śmierci. Filip ochoczo korzysta z sytuacji. Codziennie podrywa kolejną Niemkę, zaprasza ją na szybkie erotyczne zbliżenie, najczęściej w jej mieszkaniu, gdzie za ścianą bawi się dziecko. Rozpala ją, rozczula, unosi w niebiosa, by po wszystkim rzucić na ziemię jak ochłap i szyderczo oświadczyć, że właśnie kochała się z Żydem. Pozostawia ją w poczuciu wstydu i potwornej winy. Bo ta, która obnosiła się ze swoim faszystowskim patriotyzmem, właśnie zdradziła swojego męża, który walczy gdzieś w dalekiej Rosji. A kochankiem był Żyd, Polak. Filip śmieje się jej w twarz i wie, że jest bezpieczny. Ona nie doniesie na niego, bo sama zostałaby ukarana i napiętnowana.

Pancerz Filipa nie jest ze stali. Pęka gdy poznaje piękną i wrażliwą Lisę (Caroline Hartig) i wzajemnie się w niej zakochuje. Pęka gdy musi patrzeć na publiczną egzekucję takich jak on. Pęka jeszcze wiele razy, ale najbardziej wtedy, gdy na jego oczach oficer SS zabija najlepszego przyjaciela Filipa za karę za ukrytą w szatni butelkę wina. Wtedy zrzuca ochronę, staje twarzą w twarz z oprawcą i krzyczy mu prosto w twarz: „zabij i mnie bestio, jestem Żydem, jestem Polakiem!” Robi to w tak przeraźliwie spontaniczny sposób, że Niemiec bierze go za szaleńca i odchodzi. Na koniec Filip zrzuca także maskę Casanowy. Chwyta za broń by zakończyć opowieść w stylu sekwencji z kina Shossany Dreyfus w filmie Bękarty wojny Quentina Tarantino.

Cóż więc w tym filmie jest martyrologicznego, patriotycznego i heroicznego? W końcu to produkcja prawicowej TVP. Chyba niewiele. Bo Filip to kompletnie inny obraz wojny niż ten, do którego my Polacy jesteśmy przyzwyczajeni. Oglądając ten film przychodziła mi na myśl moja babcia, która także pracowała przymusowo w Niemczech w czasie wojny. Gdy kiedyś zapytałem ją czy bardzo ją poniżano, czy bito, czy głodzono, odparła, że wyglądało to zupełnie inaczej niż uczono mnie w szkole. Polacy pracowali w Niemczech już przed wojną. A gdy ta wybuchła, często załatwiali tam pracę dla swoich bliskich. Ta dawała szansę znalezienia się po bezpiecznej – mimo wszystko – stronie tej strasznej wojny. A z Niemcami, których tam spotkała, przyjaźniła się jeszcze długie lata po wojnie.

Leopold Tyrmand, a za nim Michał Kwieciński pokazują w opowieści o Filipie wielobarwny, wielowarstwowy obraz wojny i ludzi. Dobrych i złych po obu stronach frontu. Bo nawet w tak  – wydawałoby się – oczywistej historii dziejów, nic nie było czarno – białe. Tyrmandowski Filip to dwudziestoletni egoista, cynik, kosmopolita, niezdolny do głębszych uczuć, zakochany w sobie przystojny prowokator, a może nieszczęśnik. Polski Żyd, który znalazł się w oku cyklonu, stracił w Polsce wszystkich i wszystko, a teraz chce tylko przetrwać na terytorium wroga. Dość pomników bohaterom wojny! Czas na antybohaterów, którzy po prostu chcieli przeżyć – bez patriotycznego patosu, zwyczajni, pełni obaw i wątpliwości.

Oficjalny zwiastun 2

Film jest doskonale zrealizowany. Scenografia przenosi widza niezwykle realistycznie w miejsce akcji. Mimo, że to produkcja rodzima, język polski słychać tam chyba tylko w scenie spotkania Filipa ze swoim przyjacielem, dyrektorem fabryki zatrudniającej Polaków (w tej roli Robert Więckiewicz). Aktorzy są międzynarodowi. Postaci rozmawiają w językach jidysz, niemieckim i francuskim. Sam główny bohater posługuje się biegle czterema językami, co oznacza, że Eryk Kulma Jr. naprawdę profesjonalnie i długo przygotowywał się do roli Filipa. Niemal wszystkie ujęcia zrealizowane są na dużych otworach przysłony, co oznacza, że obcujemy z bardzo małą głębią ostrości, mamy rozmyte tło i plastyczne półmroki. Ponadto kadr niemal zawsze ustawiony jest na zbliżeniach twarzy głównego bohatera. Nawet jeśli ujęcie zaczyna się od planu ogólnego, to szybko przechodzi na zbliżenie. Akcje prowadzone są na długich, czasami bardzo długich ujęciach, kamera podąża cały czas za bohaterem. Widz ma wrażenie, jakby realizator prowadził go o krok za Filipem. Co znamienne, nie ma chyba akcji, w której nie widać aktora. Jest z nami od pierwszego ujęcia i pozostaje do ostatniego. Cała realizacja jest skonstruowana bardzo misternie za sprawą operatora Filipa Sobocińskiego. Niektóre sekwencje, jak np. odśpiewanie hymnu Trzeciej Rzeszy przez gości weselnych w hotelowej restauracji powodują dreszcze i gęsią skórkę na całym ciele! Także muzyka do filmu jest nieoczywista, bo współczesna. Jej autorem jest mieszkający w Los Angeles niemiecki kompozytor Robert Koch. Niezwykle wymowny jest też utwór skomponowany do tego filmu przez Vito Bambino pt. Podpalmy to. „Bo mi życia zabraknie zanim odhaczę tych, co nam na dnie pomagali niżej spaść. Bo ciebie, mój bracie, się boję najbardziej, bo ciebie, nie diabeł, ciebie szukam ja…”

Materiały wykorzystane: https://www.kinoszkola.pl/bezplatne_materialy_edukacyjne/filip/